Zaraz po śniadaniu, zarzuciłem plecak i ruszyłem odkrywać miasto. Z mojego hotelu ruszyłem w stronę centrum. Przemierzałem ciche ulice z małymi domkami, z malowniczymi aranżacjami w ogrodach i całą gamą kolorowych drzwi. To pierwsze urocze odkrycie tego miasta, drzwi. Jakże różnorodne, żółte, czerwone, niebieskie, z kołatką i okuciami, z otworem na listy. Sami Dublinczycy chyba o tym wiedzą bo gdy dotarłem do kiosku z pamiątkami, kartki pocztowe pełne różnokolorowych drzwi były eksponowane na honorowym miejscu.
Pierwszym celem mojej wyprawy był Trinity College Dublin (Kolegium Świętej Trójcy) i jego perełka biblioteka. To najstarsza uczelnia kraju (1591), która zasłynęła miedzy innymi z przyznawania jako pierwsza w Europie stopni naukowych kobietom. Uniwersytecka biblioteka, znana z kolekcji iluminowanych rękopisów ze słynną Księgą z Kells (Book of Kells), jest warta swojej renomy. Wydatek na bilet nie jest duży a wrażenie kolosalne. Zdjęć robić niemożna, ale w internecie można zobaczyć jej wnętrze, cudo.
Ruszyłem głównym deptakiem miasta zatapiając się w kolorowy tłum turystów. Na każdym kroku słyszałem polski. W prawie każdym sklepie, knajpce pełno polaków i to nie tylko tych tam pracujących ale również zwiedzających miasto. Swojsko :-)
Krążąc po centrum specjalnie zaglądałem do wszystkich mijanych parków, których jest tu bezliku. Wszystkie ogrodzone z pięknie przystrzyżona trawą po której można spokojnie chodzić lub tez wylegiwać się w promieniach słońca. Nie to co w Polsce gdzie zakaz deptania zieleni i nadgorliwa straż miejska zniechęca skutecznie do tego rodzaju wypoczynku. Położyłem się, rozprostowałem nogi i wdychałem wiosenne powietrze, cudo nr 2.
Ulica doprowadziła mnie do Christ Church Cathedral. Monumentalna budowla robi wrażenie na zwiedzających. Wewnątrz trafiłem na próbę chóru, którego śpiew cudownie wypełniał wnętrze i dodawał uroku starym murom. Miałem tam też szczęście trafić na gwiazdę kina Penélope Cruz. Była w towarzystwie aktora, twarz mi znana, ale nazwisko już nie. Od taki ze mnie niezorientowany :-) Nie nadaje się też za bardzo na paparazzi, bo gdy wpadłem na pomysł, żeby im zrobić zdjęcie, byli już po drugiej stronie ulicy i tak sobie wyszło. Dla ciekawych dołączam.
Dalej uliczkami dotarłem do Zamku królewskiego. Miejsce obowiązkowe dla turystów zwiedzających stolicę zielonej wyspy, przez co trochę tłoczno. Tak naprawdę jednak czułem się trochę zawiedziony, oczekiwałem czegoś innego. Po pożarze w XVII wieku z pierwotnej warowni zachowała się jedynie Record Tower. Nowy zamek postawiono w połowie XVIII wieku. Dla szukających celtyckich klimatów czas ruszać dalej do sławnej Katedry Św. Patryka. A jest co oglądać.
Katedra przylega do parku z fontanna po środku, gdzie ludzie oblegają trawniki i wpatrują się w tą monumentalna budowlę. Wnętrze to muzeum narodowe, pełne rzeźb sławnych Irlandczyków, ważnych dla historii państwa pamiątek. Ogląda się to z zapartym tchem. Przy wejściu można zaopatrzyć się w przewodnik w języku polskim, co pozwoli na sprawne zwiedzanie.
Po pełnym wrażeń dniu jeszcze spacer przez centrum i obowiązkowa wizyta w irlandzkim pubie ...